dr Jacek Jan Pawlik SVD

Wspomnienie
Denis Paulme-Schaeffner
(1909 - 1998)

Denise Paulme poznałem podczas moich studiów paryskich, konkretnie zaś w maju 1987 roku, kiedy to po ośmiomiesięcznych badaniach terenowych w Togo zaczynałem pisać prace doktorską. Studiując na Sorbonie miałem wystarczająco czasu, aby pogłębiać wykształcenie afrykanistyczne w Szkole Wyższych Studiów Społecznych (Ecole des Hautes Etudes en Sciences Sociales) oraz w Instytucie Lingwistyki Afrykańskiej. Centrum Studiów Afrykańskich w EHESS było w owym czasie najpreżniejszym środowiskiem afrykanistycznym we Francji. W grupie jego pracowników spotkałem dwie Polki, Zofię Pajgert-Yaranga zajmującą się dokumentacją bibliograficzną oraz Oleńkę Darkowską-Nidzgorski kierującą biblioteką. To właśnie ta ostatnia przedstawiła mnie Denise Paulme, emerytowanej profesor, współzałożycielce Centrum Studiów Afrykańskich w EHESS oraz czasopisma "Cahiers d'Etudes Africaines".

Denise od razu zainteresowała się moimi badaniami terenowymi i pracą, którą zaczynałem pisać, a także zaofiarowała mi swoją pomoc. "Jak tylko coś napiszesz, podeślij mi do poprawy". Tak więc co jakiś czas, zanosiłem Denise pięć lub dziesięć stron tekstu, który dokładnie studiowała, zwracając uwagę na konieczne uzupełnienia oraz na warte rozwinięcia wątki. Chęć pomocy była cechą jej charakteru. Angażowała się wszędzie tam, gdzie przekonana była o słuszności sprawy. Szczególną troską otaczała studentów, którzy tak jak ona pokochali Afrykę i podjęli studia afrykanistyczne. W liście z 24 lipca 1990 roku pisała do mnie: "W tym roku miałam przyjemność spotkać kilku studentów afrykańskich na bardzo wysokim poziomie i mówię sobie, że jeżeli mogłabym niektórym pomóc, aby tylko potrafili się odnaleźć, wysiłek mój nie poszedłby na marne. Pozostańmy skromni..." Na uwagę zasługuje fakt, że Denise zapisała w testamencie całe swoje mienie na stypendia dla młodych badaczy Afryki.

Profesor Paulme urodziła się w Paryżu w 1909 roku. Po maturze podjęła pracę zawodową jako sekretarka, jednocześnie rozpoczynając studia prawnicze. O tym okresie swego życia pisze: "Nagłe przejście z domu rodzinnego, gdzie byłam rozpieszczana jako jedynaczka oraz z liceum, które mile wspominam, do szarzyzny pracy w biurze, gdzie całymi dniami pisałam listy i rachunki, było bardzo ciężkie". Również i studia prawnicze nie pociągały ją zbytnio, ale była to jedyna możliwość, aby pogodzić pracę zawodową z wyższymi studiami. Po dwóch latach zrozumiała, że nie jest stworzona do "prowadzenia interesów", dlatego jako temat pracy licencjackiej wybrała prawo pierwotne.

Aby pogłębić wiedzę o kulturach pierwotnych, zapisała się na wykład "Instrukcje etnologiczne na użytek administratorów kolonialnych, misjonarzy i badaczy" prowadzony przez Marcela Maussa, wybitnego etnologa i folklorystę, którego nazwisko, jak wspomina, nic jej wtedy nie mówiło. Wkrótce, pod wrażeniem tego wykładu, zaczęła uczęszczać na inne zajęcia profesora w Szkole Praktycznej Wyższych Studiów (Ecole Pratiąue des Hautes Etudes). Pod namową Maussa, Denise zgłosiła się do pracy społecznej w Muzeum Etnologicznym, które w tym czasie było w przebudowie i potrzebowało rąk do pracy. Wspomina ona: "Znalazłam się więc w fartuchu posługując się miotłą lub młotkiem w przeciągu muzealnych korytarzy, w trzasku i w kurzu skrzyń, które zabijano (składając stare zbiory) lub odbijano (nowe zbiory przychodziły każdego dnia)". W następnym etapie powierzono jej klasyfikację zbiorów afrykańskich.

Pracę licencjacką na temat prawa pierwotnego obroniła w 1931 roku. "Nie myślałam jeszcze o możliwości wyjazdu "w teren", kiedy nadarzyła się okazja zdobycia stypendium doktoranckiego Rockeffelera" - wspomina. Przy poparciu profesorów Maussa, Rivet i Levi-Bruhla, który był w tym czasie dyrektorem Instytutu Etnologii, przyznano jej to stypendium, do spółki z Deborą Lifszyc (Lifchitz), starszą od Denise językoznawcą, która już wcześniej prowadziła badania w Etiopii. Pieniądze te miały pokryć koszta badań terenowych w Afryce. Wybór kraju Dogoń, jako terenu badań nie był przypadkowy. Wspomina ona: "Nie przypominam sobie, abym wybierała, to wydawało się tak oczywiste". W tym czasie bowiem Marcel Griaule organizował wyprawę do Afryki nazywaną "Sahara-Sudan" i zamierzał spędzić kilka tygodni w kraju Dogonów. Denise i Deborą miały towarzyszyć tej wyprawie i pozostać wśród Dogonów przez dziewięć miesięcy. W styczniu 1935 roku, grupa naukowców wyruszyła w drogę przemierzając pustynię dwoma ciężarówkami.

Denise z Deborą pozostały u Dogonów do października, prowadząc systematyczne badania terenowe, dzieląc się każdego wieczoru spostrzeżeniami i zdobytymi informacjami. "Tematem, który często powracał w naszych rozmowach - wspomina Denise - było pytanie, co sobie o nas myślą Dogonowie. Chodziłyśmy w szortach, bardzo wygodnych, kiedy trzeba było wdrapać się na skarpę albo schylić się, prowadziłyśmy życie, które niczym nie odróżniało się od życia mężczyzn. Nasi gospodarze zaakceptowali nas jak mi się wydaje z ogromną pobłażliwością. Dbali o nasze potrzeby materialne, pytali o nasze zdrowie, krytykowali zbyt długie wędrówki czy wspinaczki odbywane w największym słońcu". Po powrocie z Afryki Denise objęła stałą posadę w Muzeum Etnograficznym, które wkrótce zmieniło nazwę na Muzeum Człowieka. Przejęła tam odpowiedzialność za dział afrykanistycz-ny. W 1937 wyszła za mąż za Andre Schaeffnera, światowej sławy muzykologa, który w tym czasie prowadził w tym samym muzeum dział muzykologii i zajmował się między innymi muzyką ludów pierwotnych. Tuż przed inwazją niemiecką na Francję w maju 1940 roku obroniła pracę doktorską z prawa na temat struktury społecznej Dogonów.

Lata wojny wspominała Denise z wielkim smutkiem. Wpłynął na to przede wszystkim fakt, że Deborą Lifszyc, z którą dzieliła pierwsze doświadczenia afrykańskie i z którą się przyjaźniła, została zagazowana w Oświęcimiu. Wspomina to następująco: "Nasze więzi były bardzo żywe do ponurego dnia lutego 1943, kiedy to Debora została zatrzymana jako Żydówka przez francuską policje i internowana w fortecy Tourelles. Przez pewien czas mogłam ją jeszcze odwiedzać. Stamtąd jednak została przewieziona do obozu w Compiegne i wtedy kontakt się urwał. Po wojnie dowiedziałam się, że umarła w Oświęcimiu od chwili przybycia skazana na śmierć przez swe siwiejące włosy". Przeżywała również dramat swych przyjaciół rozstrzelanych za działalność w ruchu oporu. Była też świadkiem czystek dokonywanych na Uniwersytecie, gdzie wybitnych profesorów zastępowano miernymi, ale wiernymi rządowi Yichy naukowcami.

Do Afryki powróciła zaraz po wojnie, gdzie prowadziła badania terenowe wśród Kissi w Gwinei wraz ze swym mężem. Wynikiem dwóch wypraw do kraju Kissi w latach 1945-1946 oraz 1948-1949 była wspaniała praca monograficzna "Ludzie ryżu". Trzecia część tej pracy dotyczy życia po śmierci, systemu amuletów obronnych, a przede wszystkim wierzeń w czarow-nictwo, które odgrywają bardzo ważną rolę dla tego społeczeństwa. W roku 1954 podjęła badania wśród ludu Boga, również w Gwinei, w 1958 wśród ludu Betę w Wybrzeżu Kości Słoniowej, które zaowocowały monografią pt. "Społeczeństwo z Wybrzeża Kości Słoniowej, wczoraj i dziś".

W pracach monograficznych, napisanych na podstawie badań terenowych, pokazała jak może etnolog dostosować się do wymogów swego terenu badań. Łącząc etnologię z prawem i psychologią przedstawiała, co oznacza życie oraz jaki jest sposób myślenia danego ludu, w danej epoce historycznej i w danym miejscu. Posługiwała się wszystkimi możliwymi danymi: spisami ludności, wykazami, historiami życia i przekazem ustnym. Wykorzystywała także opowiadania, a kiedy już próbowała analizy, rzadko kierowała się odczuciami. Powiadała "Zawsze myślałam, że nasza praca powinna być na razie tylko dokładnym opisem, pozwalając, aby wnioski wyłoniły się same..."

W roku 1957 Denise została mianowana profesorem (dyrektorem studiów) w szóstej sekcji Szkoły Praktycznej Wyższych Studiów (od 1968 roku niezależna Szkoła Wyższa Studiów Nauk Społecznych, EHESS), kontynuując do 1961 roku pracę w Muzeum Człowieka. Była współ-założycielką Centrum Studiów Afrykańskich oraz "Cahiers d'Etudes Africaines", czasopisma afrykanistycznego ukazującego się od 1960 roku do dziś.

Z biegiem lat poświęcała coraz więcej uwagi problemom, które, na podstawie badań terenowych, wydawały jej się szczególnie istotne: systemowi klas wiekowych oraz przekazowi ustnemu. W 1969 roku zorganizowała sympozjum, którego owocem była praca "Klasy i grupy wiekowe w Afryce zachodniej". Zagadnienie przekazu ustnego zaś stało się od lat sześćdziesiątych jednym z jej ulubionych tematów badań. Najwspanialszym tego dowodem jest "Pożerająca matka", dzieło o wyjątkowej wartości. ?Zawsze starałam się w pozornej różnorodności rytuałów, zwyczajów i opowiadań - pisała - doszukać się analogii, ponieważ po pierwszym zafascynowaniu się nową kulturą, można na głębszym poziomie analiz zauważyć, że właśnie podobieństwa są istotne".

W roku 1980 zmarł jej mąż, którego darzyła głęboką miłością. W tym samym roku przeszła na emeryturę. Nie pozostawała bezczynna, kontynuując swą pracę naukową. Poza tym pomagała studentom, zajmowała się tłumaczeniami z języka angielskiego oraz opracowaniem niepublikowanych prac męża.

Do końca swego życia interesowała się Afryką, którą była, jak powiadała, oczarowana. Jako jedna z nielicznych szczerze doceniała wartość kultury afrykańskiej, ale nie robiła sobie złudzeń co do sytuacji społecznej i ekonomicznej tego kontynentu. 24 lipca 1990 roku pisała do mnie: "Wieści z Afryki rozczarowują mnie: wszędzie korupcja niewielkiej ilości ludzi, natomiast nędza mas, głód i wojna. - Nie można nie poczuć się w dużej mierze odpowiedzialnym. Denis (Nidzgorski), który właśnie wrócił z Zinder (Niger) mówił o Tuaregach, którym odmawia się dostępu do studni, które uważali za swoje i którzy błądzą bez nadziei (znalezienia wody). Czy ludzie staną się kiedyś odpowiedzialni i nauczą się tolerancji? Wzrost fanatyzmu muzułmańskiego również mnie niepokoi. Z drugiej strony, mimo to, otwarcie krajów Wschodu sprawia wielkie nadzieje. Ale i to stwarza nowe problemy. Wydaje się, że zrządzenie losu chce, aby bogaci (mała ilość) byli coraz bardziej bogaci, natomiast biedni coraz liczniejsi. Gdyby Chrystus do nas powrócił, wiele małby do zrobienia".

Jej życiową pasją była sztuka. Regularnie odwiedzała wystawy i muzea, interesowała się muzyką afrykańską i teatrem. Również literatura piękna zajmowała w jej życiu bardzo ważne miejsce. Ceniła realistów, takich jak Flaubert, których dzieła cechowały się obiektywizmem i ukazywały rzeczywisty obraz społeczeństwa oraz psychikę ludzką. Potrafiła godzinami opowiadać o Józefie Conradzie Korzeniowskim, zachwycając się jego twórczością. Sama lubiła pisać. W liście z 9 maja 1994 pisała do mnie: "Pisanie zawsze mnie fascynowało. Jest w tym coś tajemniczego, co tkwi we wnętrzu, a kiedy cię już zaczarowało, nie opuszcza cię ani na chwilę". Jej pisarstwo charakteryzuje się elegancją, czasem przenikliwością wyrażając myśl z wielką naturalnością, bez cienia niejasności. Można w nim odkryć kobietę o wysokiej kulturze i jasnych przekonaniach.

Była kobietą nieśmiałą i małomówną. Wynikało to z jej prawości. Starała się zawsze być bezpośrednią, uprzejmą, serdeczną, ale nigdy nie robiła tego za cenę dwuznaczności. Dlatego też dla tych, którzy nie znali jej bliżej, wydawała się kobietą twardą i wymagającą. Jej przyjacielska delikatność, jaką darzyła studentów, pozostanie niezapomnianym wspomnieniem dla wszystkich tych, którzy raz ją poznawszy, nie przestali ją kochać i cenić. Po otrzymaniu książkowego wydania mojej pracy doktorskiej pisała mi w liście z 24 lipca 1990: "Jest to dzieło, z którego możesz być dumny i które powinno cię utwierdzić na przyszłość. Zawsze będziesz mógł sobie powiedzieć: "To ja go napisałem, oto do czego byłem zdolny". Ale mam nadzieję, że na tym nie pozostaniesz". Podnieść kogoś na duchu, zachęcić, pomóc - to filozofia życia Denise Paulme. Nigdy jednak za cenę pochlebstwa czy nieszczerości.

Denise zmarła 14 lutego 1998 na raka kości. Kiedy odwiedziłem ją kilka tygodni wcześniej nie chciała mówić o swoich dolegliwościach. Cała nasza rozmowa dotyczyła Afryki i młodego pokolenia afrykanistów, bo przecież całe życie żyła Afryką, której kulturę dogłębnie poznała i pokochała.